niedziela, 23 grudnia 2012

wszystko pod słońcem - rozdział 3.

Przez następny czas cisnęło mi się na usta moje pytanie, które tak mi nie dawało spokoju na duszy. Wtedy, przy naszym pierwszym wspólnym śniadaniu (w sumie jakby się przyczepić, to młoda zjadała tylko płatki z mlekiem, które o dziwo się znalazły) miałem okazję, aby zadać jej to pytanie. Ale nie, czułem w sobie wtedy wewnętrzną blokadę, i po prostu to pytanie nie mogło mi przejść przez gardle. Była ta typowa gula w nim, które uniemożliwiało mi wydobycie głosu, a raczej pytania, które tak mnie ciekawiło. Czekałem. Po prostu czekałem na drugi idealny moment, może wtedy nie okażę się tchórzem i po prostu tak z mostu ją o to zapytam. Ale..właśnie, czy chciałem znać prawdę? A jeśli okaże się, że moje myśli się potwierdzały i ta mała naprawdę należy do rodziny Axla? Naprawdę.. chyba wtedy pozostałoby mi tylko strzelić sobie kulą w łeb. Bo..wtedy na to by wyszło, że mam myśli erotyczne o siostrze/córce (ta myśl mnie jeszcze bardziej przeraziła, że ona mogłaby być JEGO córką) W.Axla Rose'a. Przecież, gdyby ten gnojek się o tym dowiedział, to przecież już moje dzieci mogłyby odwiedzać cmentarz... masakra. Wolałbym nie myśleć, co by się wtedy działo.
Ale stop. Jak na razie znam nazwisko tej małej tancerki. I naprawdę nic nie wskazuje na to, aby ona miała jakieś więzy krwi z Rose'em. Jest tylko do niego za bardzo podobna i tyle. Koniec tematu. Co się wielce na nim rozkwiniać, jak i tak nie mam przecież potwierdzenia.
Dowiedziałem się jednak o niej już całkiem sporo, ale innych rzeczy. Jej matka, rzeczywiście pochodziła z Finlandii, stąd to nazwisko no i słyszałem w jej głosie ten fiński akcent, co było nawet urocze. Za młodu mieszkała jeszcze w Helsinkach, a potem znalazła się tutaj, w Mieście Aniołów - i też tu na świat przyszła ona, czyli jej córka,a potem jej się zmarło, kiedy Lily miała jakieś...ile ona mówiła? Miała chyba dziesięć lat, kiedy jej matka przedawkowała leki. Od niej odziedziczyła astmę i w sumie zmaga się z nią odkąd pamięta. Dlatego też wyjaśniła mi, co mam robić, gdyby w razie czego, miała przy mnie atak. Wolałem jednak by nie dochodziło do takiej sytuacji, bo i tak pewnie w takim stresie w ogóle bym zapomniał, co mam zrobić.
Siedzieliśmy i oglądaliśmy jakiś film. Był tak oklepany i badziewny, że w pewnym momencie po prostu wyłączyłem telewizor i w salonie zapanowała przyjemna cisza. W sumie to wstałem, wziąłem gitarę i zacząłem grać jakąś solówkę dziewczynę, a ona siedziała i słuchała. Wreszcie ktoś nie krzyczał mi nad uchem, że chce iść ze mną do łóżka, czy coś podobnego. Po prostu siedziała i patrzyła na moje palce, które śmigały po gryfie nadal z taką samą sprawnością, jak z początku mojej kariery.
- Mam dzisiaj wolne.. - odezwała się, patrząc na mnie z uśmiechem. To znaczy, że nie musiała iść do tego klubu i nie będzie obserwowana przez napalonych zboczeńców. To dobrze, nie wiem, czy byłbym wstanie spokojnie wysiedzieć, wiedząc co się tam dzieje.
Uśmiechnąłem się szerzej i odgarnąłem jej rude kosmyki z bladych policzków. I znów, znów byłem w takiej sytuacji, gdzie chciałem ją zacząć całować i zaciągnąć do łóżka, nawet jakby ona stawiała jakieś opory.
Ale znów miałem tą cholerną blokadę.
Mój wzrok zatrzymał się na mojej dłoni, a raczej palcu na którym znajdowała się złota obrączka, która dawała jasne znaki, że przecież nie jestem sam. Wciąż mi przypominała o mojej żonie, że to ona tak naprawdę jest najważniejsza. I o dzieciach. I przecież mógłbym ją zdjąć i ją odłożyć, ale czy to miało by jakikolwiek sens? To siedziało też w mojej głowie, więc nawet to, że zdjąłem to złote coś, nie zwalniałoby mnie z tego, że jestem mężem Perli i ojcem. Widziałem, jak Lily też na nią patrzy. I widziałem w jej oczach, że rozumie. Rozumie, że tak naprawdę nie chcę posunąć się do takiej zdrady. Do żadnej zdrady. Tak naprawdę to dziękowałem jej w duchu, bo przecież równie dobrze mogliśmy iść do łóżka tej pierwszej nocy, a nie zrobiliśmy tego. Obydwóch nas coś blokowało. Mnie żona.. ale jej to już nie wiedziałem. Może, że byłem jednak trochę na nią za stary? Sam już nie wiem, ale miałem nadzieję, że wkrótce czegoś się jeszcze o tej dziewczynie dowiem.
~*~
Nastał wieczór. Przez ten cały czas myślałem o Perli i synach. Nie mogłem przestać o nich myśleć. Tak naprawdę, to zaczynałem już tęsknić. Tęsknić za tym normalnym życiem, jeszcze przed separacją. Chłopców mogłem jak na razie widywać tylko w weekendy i jak czasem się udawało, to i nawet w tygodniu. Jednak doprowadzało mnie to do szału, że ograniczała mój kontakt z synami. Uważałem, że nie powinna tak robić, bo to, że między nami się nie układało ostatnimi czasy, nie oznacza, że ma prawo mi odbierać możliwość widzenia się z Londonem i Cashem. W ogóle, jak to brzmi. Ja, na pozwolenie mogłem się z nimi widywać? Przecież do cholery jestem ich ojcem i nawet nie było na papierze w sądzie, że mam mieć z nimi ograniczony kontakt, więc kurwa niech mi tu nie odstawia szopki.
Tak, powoli zacząłem tracić już na to cierpliwość. Oczywiście, mogłem pojechać do jej rodziców.. ale właśnie, jakoś nie miałem ochoty przebywać ich towarzystwie. Bo.. prawda jest taka, że oni nigdy mnie nie polubili, jak ja ich nigdy nie polubiłem i tak naprawdę, unikaliśmy siebie jak ognia.
Wyjawiłem Lily swój problem. Stwierdziła, że powinienem z nią o tym pogadać. Ta, łatwo mówić. Próbowałem już z nią o tym rozmawiać, ale ona nie chciała. Najczęściej zamykała mi drzwi przed nosem, wymyślając jakieś śmieszne bajeczki, że akurat dziś nie może. Powiedziała, że powinienem być w tym wszystkim stanowczy. Pokazać jej, że mi zależy.
Ale..prawda była taka, że powoli zaczynałem już przestawać wierzyć, że to się zmieni.
Rudowłosa weszła do kuchni, gdzie siedziałem. Wcześniej się upiłem - po prostu się upiłem i przez to trochę nie myślałem już trzeźwo. Zawiesiłem na niej wzrok - była ubrana w moją koszulę. Była na niej jak namiot, ale i tak wyglądała jakoś tak czarująco. Podwinęła sobie właśnie rękawy, ale znów zjechały jej do poprzedniego stanu. I tak co chwilę ponawiała tą czynność, aż w końcu dała sobie z tym spokój.
Nagle coś mną ruszyło i po prostu przydusiłem ją do ściany. Trzymałem mocno ją za ramiona, tak, aby nie mogła nigdzie uciec. Wpiłem się ustami w jej szyję, niczym jakiś wampir łaknący ludzkiej krwi. Czułem, jak zaczęła drżeć na całym ciele. Owinęła ręce wokół mojej szyi i popatrzyła mi prosto w oczy. Patrzyła się długo, nic nie mówiąc, ale jakby z..wyrzutem?
- Oszalałeś? - zapytała, odpychając mnie od siebie. Zrobiła to jednym, szybkim ruchem, tak, że już siedziałem na krześle. Dobrze wiedziałem, że też się powstrzymuje. Że najchętniej to sama by mnie zgwałciła, jakby miała czym. Widziałem to jej w oczach, ale powstrzymywała ją jej wrodzona nieśmiałość. Właściwie... to w sumie zastanawiałem się, czy się mnie boi. Bo w sumie mieszka z dorosłym facetem, który, jakby chciał, to przecież już kilkakrotnie mógłby ją zgwałcić.
Milczałem, zaciskając zęby ze złości. Byłem zły na samego siebie, że dałem się ponieść chwili, chociaż przecież jeszcze do niczego nie doszło. Zrobiłem jej tylko malinkę, ale to znaczyło, że po prostu musiałem się jeszcze bardziej pilnować, bo źle mogłem skończyć. Obydwoje musieliśmy się pilnować, a to wcale takie łatwe nie było.
 
 ~*~
 
No dobra, daję Wam żabcie prezent na święta. Taki rozdział, krótki bo krótki, no ale jest xD Nie ma końca świata, więc cieszmy się, bo Hudson odwiedzi nasz kraj xD (ale i tak maturę muszę cholera jedna pisać xD) ktoś z was ma bilety? XD No to wszystkiego dobrego na święta, dużo jedzenia, spełnienia marzeń, i w ogóle tego, czego tam jeszcze chcecie :D Do następnego postu. :)
 

środa, 31 października 2012

Wszystko pod słońcem - rozdział 2.

W czasie drogi moja ruda tancereczka zasnęła. Głowę miała lekko spuszczoną w moją stronę, a na jej twarzy malowało się widoczne zmęczenie. Zerkałem się na nią co jakiś czas i kręcąc kierownicą zastanawiałem się co ja właściwie takiego robię. Przecież to było oczywiste, jasne jak słońce, że prędzej czy później wylądujemy razem w łóżku i w ten podły sposób zdradzę Perlę. A przecież w dniu naszego ślubu przysięgłam sobie w myślach, swojemu sumieniu, że nie będzie takich sytuacji. I nie było, aż do tego momentu. Tak naprawdę mogłem być z siebie dumny, bo przecież przez tyle lat byłem z jedną kobietą. Jak na lovelasa, babiarza i w ogóle, to naprawdę ogromny sukces, bo przecież musiałem się nagle przystosować do innego życia. Z jedną kobietą, kobietą mojego życia, która wydała na świat moich dwóch synów. Kochałem ją nad życie, była całym moim życiem, i w tym momencie chciałem to wszystko zaprzepaścić, chcąc iść do łóżka z tą kobiecą kopią Axla? Chyba, że będę miał na tyle szczęścia, że naprawdę nikt się o tym nie dowie, a w szczególności moja żona i dzieci.Właśnie.. już widzę ich miny, jak otwierają komputer i znajdują fotki na jakiejś stronie plotkarskiej z jakąś młodziutką laską i chuj wiadomo, co to właściwie wszystko ma znaczyć. Przeraziła mnie ta myśl, i miałem nadzieję, że kiedy wychodziłem z tego nocnego klubu z rudowłosą nikt się nie czaił i nie pstryknął mi już zdjęcia.
Dobra, gdyby jednak się udało zachować to w tajemnicy to tylko będę walczył ze swoim zasranym sumieniem. I na co to? Zrujnować to wszystko, aby się spuścić w tej dziewczynie?
Zajechałem w końcu pod swoje mieszkanie. Właściwie, jakby się uprzeć, to to był apartament najwyższej jakości pod jakąś tam nazwą, której w sumie nie pamiętałem. Nigdy nie pamiętałem takich szczegółów, bo w sumie na ogół były one nie istotne, tak jak w sumie i w tym przypadku. Zaparkowałem (dodam, że parking był tak zajebiście podświetlany, ale dobra) i gdy wyszedłem z auta, wziąłem jeszcze Lily na ręce. Jaka ona była lekka...Perli już tak nie nosiłem. Była ode mnie potężniejsza, by gorzej nie powiedzieć i ze wstydem musiałem przyznać, że nie dawałem jej rady podnieść. No bo kręgosłupa nie chciałem sobie złamać i potem na stare lata zapierdalać na wózku inwalidzkim tylko dlatego, że podjąłem się próby podniesienia mojej żony.
Nie mówię, że jest jakoś przesadnie gruba, ale nie zaprzeczę, że zaczynało być to męczące. Ale.. przecież miała do tego prawo, aby być na wadze na jakiej była - przecież była po dwóch ciążach, owszem, z odstępem czasowym, ale jednak. Ale przecież nie siedziała dupą i jej nie płaszczyła, tylko ciągle gdzieś lata, bawi się z moimi synami, a to przecież nie lada wysiłek sportowy jest, kocha się ze mną i w tym wszystkim jeszcze znajduje czas na siłownię... powtarzam jej, że kocham ją jaka jest, a ona mi powtarza, że to dla jej zdrowia, i w sumie też dla mnie.. no dobra, niby tam trochę w tym racji jest, ale jednak czasem też miałem wrażenie, że trochę przesadza z tymi dietami i tak dalej.Ale dobra, w sumie jakoś juz wolałem się nie wtrącać w te sprawy.
Z takimi myślami znalazłem się w końcu w mieszkaniu. W sumie stwierdziłem, że bardziej mi się podoba od mojej willi. Nie wiem, miało w sobie to coś, że kiedy tu czasem nocowałem, to zawsze mi towarzyszyło to samo odczucie. Właśnie dotarło do mnie, że kładę pierwszy raz do łóżka inną kobietę niż swoją Perlę. Naprawdę, dziwne uczucie.
~*~
Nie zasnąłem już. Nie potrafiłem, bo w sumie nie mogłem się odpędzić od podobnych myśli, jakie mnie zaczęły nawiedzać. W tym czasie, kiedy Lily spała ju tylko w mojej koszuli, przejrzałem cały Internet (no może nie cały) w poszukiwaniu siebie przed nocnym klubem, ale na szczęście, nic jeszcze nikt nie wstawił. Całe szczęście, chociaż to nie uśpiło mojej czujności. Będę tak sprawdzać co jakiś czas, by w końcu się upewnić, że parę godzin temu naprawdę nie było żadnego papparazzi na ulicy. Odłożyłem laptopa i mój wzrok znów utkwił się w Lily. Siedziałem w fotelu na przeciw niej, tak, aby mieć idealny na nią widok. Gdy spała, wyglądała jeszcze piękniej. Wyglądała tak spokojnie i wiedziałem, że nic jej nie grozi. To mnie też samego uspakajało, chociaż nie wiedzałem, dlaczego się tak nią przejmuje. Na świecie było pełno takich dziewczyn jak ona i wcale się od nich nie różniła. Nie była jakaś wyjątkowa... tylko, właśnie, to uderzające podobieństwo do Axla nie dawało mi spokoju. Mój wzrok przeniósł się na jej plecak. Była to kostka, którą nosili metale. I znów było pełno naszywek na niej z zespołami. Sięgnąłem po nią szybko i zacząłem w niej grzebać, szukając czegoś, jakiegoś dokumentu gdzie będzie jej nazwisko. Wolałem już to zrobić teraz, kiedy ona spała, a nie robić potem jakieś podchody. W końcu wygrzebałem z niej jakąś plakietkę, z danymi personalnymi. To chyba od tego klubu, bo widniała na niej jeszcze jego nazwa. Zobaczyłem jej pełne imię i nazwisko...i mogłem odetchnąć z ulgą. Nie zobaczyłem Lilyanne Rose, tylko Lilyanne Ylönen. Brzmiało mi to jakoś po fińsku, więc teraz to już było małe prawdopodobieństwo aby ta mała była siostrą mojego dawnego przyjaciela. Coś mnie właśnie ukuło w serce... tak, właśnie, kiedy tylko pomyślałem o Axlu, zawsze takie coś odczuwałem. Brakowało mi tego pojebanego rudzielca, jego spóźnialstwa i darcia ryja często bez powodu. Miałem już czasem dość jego publicznych docinek na mój temat, często już po prostu na nie nie odpowiadałem. Moim milczeniem dawałem jasne sygnały, że chce to po prostu to zakończyć i mieć święty spokój. Naprawdę, męczyły mnie już te wszystkie jego złośliwe docinki.
Kiedy odkładałem jej torbę na miejsce, zobaczyłem jak się poruszyła przez sen i w końcu się obudziła. Przeciągnęła się jak małe dziecko, dodatkowo ziewając i w końcu przebudziła się. Popatrzyłem na nią z lekkim uśmiechem a ona na mnie.. w szoku. Co się tak dziwiła? Nadal nie mogła uwierzyć, że tak zwyczajnie przy niej siedzi Slash? Myśli, że to jej się wszystko śni? Westchnąłem.
- Nie, to nie jest sen. I nie rozpłynę się zaraz. - rozwiałem jej wszystkie wątpliwości, zanim w ogóle zdążyła otworzyć usta. Popatrzyła na mnie jakby chciała coś powiedzieć, ale właściwie to nie odezwała się. Usiadła tylko po turecku i zaczęła się zaciekawiona rozglądać po sypialni, a ja wciąż na nią się patrzyłem, jak w jakiś pieprzony obrazek. Naprawdę miałem wrażenie, że patrzę się na ładniejsze wcielenie Axla i pomimo, że znałem już jej nazwisko, to takie odczucie ode mnie nie odeszło ani na moment.
- Chcesz...coś do picia? - zagadnąłem, przerywając niezręczną ciszę. Znów na mnie spojrzała i kiwnęła twierdząco głową.
- Jeśli to nie robi problemu.. - w końcu się odezwała. Już zaczynało mnie to przerażać, że nic się nie odzywała. Wyszedłem szybko w zamiarze zrobienia jej jakiego napoju. Chciałem jej zrobić kawę lub herbatę..ale cholera nic z tych rzeczy akurat nie było. Żadnego też soku nie było. Spojrzałem w stronę barku. No tak, tam to zawsze coś było. Otworzyłem i chwyciłem po prostu Danielsa i dwa kieliszki i wróciłem do sypialni. Zastałem ją stojącą przed oknem i opierającą się łokciami o parapet. Wypinała się zachęcająco tyłkiem w moją stronę, a przecież oprócz mojej koszuli miała na sobie tylko te stringi, które i tak nic prawie nie zasłaniały. Obserwowała widok za oknem. Włosy spływały jej kaskadami po ramionach, a jasne poranne światło padło na jej bladą twarzyczkę.
- Wybacz, nie mam nic innego.. - stanąłem obok niej i podałem jej kieliszka napęłnionego moim płynem życia. Uśmiechnęła się, pstryknęliśmy się nimi i równocześnie wypiliśmy i odłożyliśmy je na parapet. Obserwowałem jak powoli językiem jeszcze oblizuje swoje usta od alkoholu. Naprawdę, chciałem ją pocałować, ale jeszcze czułem w sobie blokadę..
- To..w zamian...że u ciebie...nocowałam, mam ci zrobić dobrze? - zapytała prosto z mostu, a ja popatrzyłem na nią w sumie w szoku. Dawno nie słyszałem takiego tekstu, a przecież z początku mojej kariery to laska nawet o to nie zdążyła mnie zapytać, bo już ją ruchałem. Wpatrywałem się otępiały w jej zielone oczy, a ona chyba dopiero teraz się skapnęła, co takiego powiedziała.
- Przepraszam.. to tak z przyzwyczajenia. Kiedy zabierają mnie do siebie.. to zawsze tego chcą i rozumiesz... zboczenie zawodowe. - wyjaśniła, a ja w sumie odetchnąłem z ulgą. Naprawdę nie chciałem jej ruchać jak każdej laski w tamtych czasach. Nie chciałem jej traktować jak tylko obiektu seksualnego i zaraz wyrzucić ją na bruk. Chociaż mój przyjaciel już nie wytrzymywał psychicznie, dalej ignorowałem jego potrzebę. Uśmiechnąłem się.
- Wystarczy mi twoja obecność. - odpowiedziałem. Usiedliśmy tym razem w kuchni przy stole jak normalni ludzie. Popatrzyłem na nią i po prostu nie mogłem się powstrzymać od nie zadania istotnego pytania, które męczyło mnie od chwili, kiedy po raz pierwszy na nią spojrzałem w nocnym klubie.
- Słuchaj... bo... - nie wiedziałem jak to zacząć. Moje loki zasłoniły mi twarz, tak że nie widziała mojego zakłopotania -  Niedługo na parę dni będę musiał odwieźć cię do mojej przyjaciółki.- rzekłem, ignorując to, że tak naprawdę chciałem zupełnie co innego powiedzieć. Jednak zrezygnowałem z tamtego pomysłu, stwierdzając, że nie ma sensu robić z  siebie debila. Chyba już naprawdę odbijało mi na głowę, skoro prawie w każdej rudowłosej osobie widzę Axla. Czy rzeczywiście zaczynało mi go już tak brakować, że miewałem takie schizy? Sam już siebie nie ogarniałem. - Będę musiał załatwiać parę spraw, przez to nie będzie mnie tu często, a nie chcę, żebyś przesiadywała tu całymi dniami sama. Nie, że przeszkadza mi twoja osoba, po prostu przyzwyczaiłem się, kiedy wiem, co się z tobą dzieje. - palnąłem tą głupotę i sam się dziwiłem, dlaczego to powiedziałem. Teoretycznie nie musiałem się przecież tłumaczyć, dlaczego podjąłem taką decyzję, prawda? Ale poczułem, że po prostu powinienem być z  nią szczery. Kiedy wypowiedziałem te ostatnie słowa, poczułem na sobie jej wzrok - patrzyła na mnie tak, jakbym był jakimś.. sam już nie wiem kim. Może to trochę zabrzmiało, jakby mi na niej zależało? Nie wiem, naprawdę, nie wiem już czego tak na prawdę chcę. 
~*~
Rozdziału nie skomentuję, jakoś nie mam na to siły. Przepraszam, że tak to długo trwało, ale ostatnio byłam strasznie zabiegana (taaa, tak jak każdy) i jakoś nie miałam głowy, aby chociaż zaglądnąć na swojego bloga. Postaram się też nadrobić u Was straty :) I widać, jest nowy szablon ^^ Jak Wam się podoba? Mnie osobiście bardzo :D Zawdzięczam go cudownej Jill, jeszcze raz dziękuję Kochana :* Teraz będę się starała dodawać rozdziały już bardziej regularnie. No to do następnej notki, buziaki żuczki :*

środa, 5 września 2012

Wszystko pod słońcem - rozdział 1.

oczami Slash'a : 
Jednak separacja z żoną zmienia mężczyznę. Staje się częściowo wolny, życie jest inne. W dodatku wtedy, kiedy żona wypierdoliła go na zbity pysk z własnego domu. Już nie ma tego monotonnego życia, co jakiś czas tylko trzeba się spotkać z dorastającym synkiem. Jednak te spotkania z synami uświadamiają mi jaki błąd właśnie popełniamy. Obydwoje - rujnujemy życie tych chłopaków, które jest oparte na prostym rozumowaniu - przecież, jak jest rodzina, to muszą być oni, pies, matka no i ja. Ojciec. No, a co jest, kiedy tego jednego elementu układanki brakuje? Jeden wielki bigos.
Siedziałem właśnie w jednym z tych wygodnych foteli w nocnym klubie przy stoliku. Przy mnie siedziało jeszcze parę napalonych facetów i tak otaczaliśmy stolik, w którego wwiercona była srebrna rura, po której wiła się dziko młodziutka, rudowłosa dziewczyna. Początkowo obserwowałem tych facetów, jak wlepiali swoje oczy w jej jędrny biust, a potem w drgający pod rytm muzyki tyłek i wiadomo, że każdy by chciał z nią się przeruchać. Zastanawiałem się, co ja takiego tu robię? Z tymi zboczonymi facetami wlepiającymi oczy w tą dziewczynę?
Odpowiedź jest w sumie prosta. Jest piątkowy wieczór, właściwie już noc. Nie miałem co robić z sobą, to przeszedłem się na miasto. Równie dobrze mógłbym zajrzeć do Londona i Casha, ale przecież Perla ich zabrała razem ze sobą do swoich rodziców na weekend. Także nawet ta opcja odpadała. I w pewnym momencie stanąłem przed tym drogim jak cholera klubie. Dla mnie nie był drogi, ale dla zwykłego gostka to już zapewne tak. Był tak wypasiony, że samo wnętrze robiło już ogromne wrażenie.
Przez moment, miałem wrażenie, że tancerka ubrana w skąpy strój też wpatrywała się tylko we mnie. No tak, pewnie była zdziwiona co taki Slash robi w takim miejscu, mając żonę i dzieci. Pewnie zaraz będzie w gazetach, że odwiedzam nocne, oparte na striptizie kluby, bo żona mi się już znudziła.I Perla będzie miała kolejny powód aby ze mną się naprawdę rozstać. A ja przecież tego kurwa nie chciałem.
Jednak w tym momencie jakoś już mnie to nie obchodziło, co będzie w gazetach następnego dnia. Liczyła się tylko ta rudowłosa dziewczyna. Naprawdę, teraz miałem ochotę znaleźć się w pustej sali i żeby tylko dla mnie uprawiała ten sprośny taniec. Ci faceci właśnie zaczęli mi przeszkadzać swoją obecnością, chociaż przecież mieli do tego pełne prawo. Zapłacili tak samo jak ja, może nawet więcej by się napalać na prawie pół-nagą, wyginającą się dziewczynę. I pewnie każdy z nich odczuwał to samo co ja właśnie w tym momencie. Ale..miałem właśnie nad nimi tą przewagę, że dziewczyna miała utkwiony wzrok we mnie, jakbym był jakimś bóstwem. Dosłownie przeszywała mnie wzrokiem i zawsze najdłużej zatrzymywała go na moim kroczu. Dobrze wiedziałem, co chodzi po główce tej małej, ale miałem wrażenie, że jest zbyt nieśmiała. Nawet wyczułem tą nieśmiałość w jej tańcu, jakby nie chciała tej roboty, a jednak, musiała to wykonywać, by jakoś utrzymać siebie. Zajęła się początkowo każdym z facetów, by na końcu usiąść na mnie prowokująco okrakiem. Czułem już, jak robi mi się ciasno w spodniach, ale musiałem to zignorować. Zignorować potrzebę mojego najwierniejszego kompana w życiu. Przed moimi oczami pojawił się nagle jej biust, ale patrzyłem się w jej twarz. Nie była wytapetowana jak pozostałe tancerki - może była z tych początkujących i nie było to od niej tak wymagane? Sam już nie wiedziałem, ale kiedy spojrzałem w jej zielone oczy, zobaczyłem w nich niemą prośbę, krzyk rozpaczy, abym ją stąd po prostu zabrał. Miała to w nich wypisane, że już nawet nie musiałem się domyślać, co tu przechodziła każdej nocy. No tak, była w sumie tylko tancerką i w sumie nie miała obowiązku iść do łóżka z żadnym facetem, ale widziałem ten strach i to mnie ruszyło, chociaż siedziałem jak zaklęty, jakbym był jakmiś zawstydzonym prawiczkiem.
- Siedź tu, jak oni sobie pójdą... - szepnęła mi, odgarniając wcześniej delikatnie moje loki by dostać się do mojego ucha. Kiwnąłem tylko twierdząco głową, dobrze wiedziałem, o co tej małej rudej tancerce chodzi.
~*~
Kiedy tylko Ruda skończyła swoją pracę, klub opustoszał, wziąłem ją pod ramię i zaprowadziłem ją do swojego samochodu. Usiadła na miejscu pasażera, a ja za kierownicą. W aucie natychmiastowo zapanowała głęboka cisza, ale nie była taka krępująca. Czułem jak mnie obserwuje, chociaż nie patrzyła wcale w moją stroną. A ja nie wiedziałem jak zagadać. Miałem czterdzieści siedem lat z bagażem doświadczeń i nie wiedziałem jak zagadać do dwudziestolatki. Straszne. Już chyba minęły moje lata świetlności, i pewności siebie, chociaż na scenie nie pokazywałem tego. Popatrzyłem na Rudą. Już nie była ubrana w skąpy strój. Miała na sobie zwykłe czarne spodnie, na których były popszyszywane różne naszywki zespołów, w tym naszywka z Gunsami. Zwykły t-shirt z flagą amerykańską i do tego czarna kurtka z ćwiekami. Całość łączył również militarny pasek i glany. Uśmiechnąłem się do siebie. Młoda chyba w tych zwykłych rzeczach jakie miała na sobie czuła się zapewnie znacznie lepiej niż w tym ledwie zasłaniającym jej sutki staniku i prześwitujących stringach.
Popatrzyłem na kobietę i właśnie do mnie dotarło, że jest uderzająco podobna do Axl'a Rose'a. Te same mimiki twarzy, niektóre gesty, to samo uniesienie brwi do góry, ten sam kolor włosów i oczy.. miałem wrażenie, że wpatruje się w oczy Axla, a nie w oczy tej małej. Ale..przecież Rose zawsze potwierdzał, że nie ma rodzeństwa. A przynajmniej nie ma o nim pojęcia. Mogłem jedynie przypuszczać, że tancerka jest jego siostrą, ale..to było aż nie możliwe, może tylko po prostu przez te rude włosy Axl mi się przypomniał i tyle.Stanęliśmy właśnie na czerwonym, kiedy zastanawiałem się na ich uderzającym podobieństwie.
- Jak się nazywasz? - zagadałem ciepłym głosem, patrząc na nią przez lusterko. Widziałem jak przeszedł ją jakiś dreszcz. Ale ja przecież tylko się odezwałem. Może zrobiło to na nią wrażenie, że wielki Slash zapytał się, jak ma na imię? Że się tym zainteresowałem?
- Lily. - padła krótka odpowiedź, a miałem już nadzieję, że przedstawi mi też swoje nazwisko, aby moje wątpliwości całkowicie mogły się rozwiać.Głos miała nadzwyczaj delikatny. Różnił się od głosu Perli. Perla miała mocny, typowy głos stanowczej kobiety. Lily miała jeszcze taki dziewczęcy. Miałem wrażenie, że ona cała jest za krucha na swój zawód i na to ubranie, które właśnie miała na sobie. A może stawiała tylko takie pozory? Uśmiechnąłem się jedynie.
- Ładne imię.. - dodałem - Gdzie cię podwieźć? - zagadnąłem znowu, by pociągnąć temat.
- Nie wiem... - odparła bezbarwnym już,matowym tonem. Zrobiłem zdziwioną minę.
- Do domu..? - zaproponowałem.
- Nie mam domu - odpowiedziała szybko - Nie zapłaciłam za zaległe trzy czynsze i za obecny i mnie właściciel kamienicy wywalił. Mieszkam tymczasowo w tym klubie, w garderobie, ale nie chcę tam wracać. - wytłumaczyła mi, a mnie przeszedł dreszcz. Ta kobieta tak naprawdę nie miała gdzie się podziać i dlatego pewnie znalazła sobie taką pracę.
Nic już nie odpowiedziałem, i tylko jak pojawiło się zielone światło, ruszyłem do przodu z piskiem opon. Już wiedziałem, gdzie pojadę. Zanim kupiłem willę na Beverly Hills, mam spore mieszkanie w jednej z bogatszych dzielnic L.A. Z dala od Sunset Strip, tego zaśmieconego miejsca, gdzie powietrze pachnie śmiercią.
*
No i napisałam pierwszy rozdział. Może być nudno, bo w sumie na ogół początki są nudne, ale mam nadzieję, że ewentualni czytelnicy nie zasną nad klawiaturą ;] No to do następnego rozdziału :) 
Rozdział dedykuję Isssy, której zawdzięczam cudowny szablon *___*.

wtorek, 7 sierpnia 2012

` Wszystko pod słońcem - prolog.

   Deszcz padał nieustannie już od paru dni i nic nie wskazywało na to, że ciemne, burzowe chmury ustąpią wreszcie błękitnemu niebu. Krople wody spływały po szybach okien, uderzając następnie o parapety wydając głuchy dźwięk szarej beznadziejności. Siedziałem w niewielkim saloniku w swoim aktualnym mieszkaniu – na kanapie. Obserwowałem znudzonym wzrokiem puste paczki czerwonych Marlboro , które leżały na niewielkim, okrągłym i szklanym stole, jak i na podłodze razem z wypitymi do dna puszkami piwa. Okno było otwarte, przez co do pomieszczenia wlatywał chłodny, nieprzyjemny wiatr. – dzięki temu pomieszczenie wywietrzyło się od smrodu papierosów i piwa. Wiatr świszczał w powietrzu, łącząc się z dźwiękami riffów – wypełniając nieznośną ciszę. Gra na gitarze uspokajała moje chaotyczne myśli, które ostatnio skupiały znaczącą uwagę na jednej osobie – i cholera wie, dlaczego akurat na Axl’u ?! Od pamiętnej, wielogodzinnej kłótni i rozejściu się minął już przecież spory kawał czasu – od tamtej pory starałem się przecież nie zaprzątać głowy tym pojebanym rudzielcem. Nie chciałem przypominać sobie jego słów, które raniły mi serce. Nie chciałem widzieć w obrazie wspomnień gardzącego spojrzenia Rose’a. Mimo wszystko, w tej jednej chwili wszystko powróciło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Siłą próbowałem wymazać to wszystko, ale marnie mi to wychodziło. Dlaczego ? Dlaczego znów się męczę ? Westchnąłem. Czy w głębi swojej duszy chciałem by znów było tak, jak za czasów, kiedy wszyscy byli w GnR ? Chyba tak. – ale, przecież nic nie trwa wiecznie! A Axl myśli zapewne, że to on, Saul Hudson vel Slash pierwszy go przeprosi! Mhahaha, chyba się pomylił, skurczybyk. Wina leży po obu stronach i albo kiedyś się pogodzą, albo nie. Trudno się mówi. Nie obyło się również z powrotem tych dobrych wspomnień, gdzie chodzili po knajpach, klubach, pili razem, koncertowali, nagrywali wspaniałe piosenki. A teraz….prawie każdy poszedł w swoją stronę. Tylko chyba Duff został w Los Angeles, ale też nie miałem pewności. Cholera, jeszcze paczka papierosów się skończyła. Niech to szlag!.
   Odłożyłem gitarę na jej stałe miejsce, a następnie włożyłem swój ulubiony cylinder na głowę, skórzaną, czarną kurtkę po czym zamknąłem drzwi i wyszedłem na klatkę schodową. Musiałem przyznać, że było tu dosyć mrocznie – a  sam nawet lubiłem takie klimaty, lecz mimo wszystko każdy chyba wolałby mieć dom z basenem. Cóż, na razie jeszcze nie chciałem jej rozrzucać na wszystkie strony, jak to niektórzy robili, by potem pozostać z niczym. Zszedłem dość wolnym krokiem z trzeciego piętra z kręconych, starych schodów by następnie pchnąć wielkie drzwi kamienicy i ruszyć przed siebie. Deszcz jakby wzmocnił się jeszcze bardziej przez te 20 minut. Niewielu ludzi odważyło się wyjść na mokre, brudne ulice nie chcąc opuścić swojego ciepłego mieszkania. Jeśli już to widywał nielicznych, najczęściej wychodzących z autobusów i pod parasolami spieszących się do swojego cieplutkiego gniazdka by następnie wypić pyszną, gorącą herbatą. Mi nie przeszkadzało to, że już jest całkiem przemoczony i jego afro trochę oklapło. Wszedłem do czynnego 24 godziny spożywczego i kupiłem tam, oczywiście paczkę papierosów. Znudzona sprzedawczyni nawet nie zauważyła, że do jej sklepu wszedł były gitarzysta GnR. Jej…jak to dziwnie brzmi. Wyszedłem i znów szedłem ze spuszczoną głową, paląc pierwszego papierosa. Dłonie schowałem do kieszeni spodni. Nie wiedziałem ile tak chodziłem, ale poczułem się trochę lepiej. Otrzeźwił mnie chłodny wiatr. Przeszedłem dość obojętnym krokiem obok grupki uciekających przed deszczem, śmiejących się beztrosko nastolatków. Och, gdyby można było tak się cofnąć w czasie i naprawić błędy! Wtedy życie chyba było by idealne, na pewno. Nagle zderzyłem się z jakimś mężczyzną. Zachwiałem się, a przed upadkiem uratował mnie drugi, który szedł z tym pierwszym. Gdy tylko się otrząsnąłem, na koniec poprawiając cylinder ; przyjrzałem się mężczyznom, którzy nie tak od razu ruszyli znowu przed siebie, aż moje czekoladowe oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Slash ! – rozpoznałem ten uradowany, lekko naćpany krzyk swojego przyjaciela, Duff’a. Blondas uściskał mnie tak, że ledwo co mogłem złapać powietrze, będąc w takim samym stanie zdziwienia, co ja sam.
- Miałem nadzieję, że już nigdy nie staniemy sobie na drodze. – warknął pierwszy mężczyzna, dość skrzeczącym głosem.Spojrzałem na niego. Tak, przede mną  stał sam Axl Rose. Szczerze mówiąc nie od razu go poznałem, gdyż jego wygląd zewnętrzny trochę się zmienił. Uhm, wolałem go, jak był długowłosym rudzielcem.
- Tylko głupcy mają nadzieję. –  podniosłem lekko brodę do góry, patrząc na wokalistę GnR z lekką wyższością. Duff spojrzał to na niego, to na mnie, wpadając na genialny pomysł. To idealna okazja, by panowie mogli sobie wytłumaczyć wszystko i za razem pogodzić się. Axl zacisnął dłonie w pięści.
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie z tych nerwów. – Uśmiechnąłem się do dawnego przyjaciela ironicznie, gasząc papierosa i wyrzucając go gdzieś za siebie, chociaż w pewnej chwili chciałem go nawet spalić na twarzy Rose’a.
- Chłopaki przestańcie ! – Duff stanął między nami – Nie możecie tak. Chodźmy, napijemy się piwa, jak za dawnych czasów, pogadamy i w ogóle….- patrzył wręcz błagalnym wzrokiem na obydwu.
- Nie Duff, tamtych czasów już nie ma. I nic nie wskazuje na to, by powróciły. –stwierdziłem.
- Wyjątkowo się z tobą zgodzę, kurwa mać. – zawarczał Axl. Wyglądał tak, jakby za chwilę miałby się rzucić na mnie rzucić. Wokalista ruszył do przodu, zostawiając za sobą dawnych przyjaciół. Pierwsza błyskawica przecięła mroczne niebo. Duff spojrzał na Saul’a.
- To co, wpadniesz do mnie ? – spytał. Uśmiechnąłem się lekko do niego i obydwoje ruszyliśmy przed siebie, by następnie zatopić smutki w alkoholu, zastanawiając też co znów Axl wymyśli i jaki wykona kolejny ruch oraz nad najważniejszym pytaniem : czy znów się spotkają?…